Żelichowo to mała wioska leżąca przy granicy województw wielkopolskiego i zachodniopomorskiego, wśród bezkresnych lasów i urokliwych jezior Pojezierza Wałeckiego. Jednak, jak to zwykle w przypadku popegeerowskich miejscowości bywa, zamożność mieszkańców nie idzie w parze z estetyką okolicy. Bezrobocie jest tu znacznie wyższe niż w średnia krajowa, a za pracą trzeba jechać aż do oddalonych o 70 km Piły albo Gorzowa. Jedną z głównych form zarobkowania, przynajmniej przez kilka miesięcy w roku, jest więc zbieranie i sprzedaż grzybów czy praca przy robotach leśnych.
W Żelichowie mieszka Pani Grażyna, która samotnie wychowuje trójkę dzieci. Dopóki pracowała w kostnicy, niewielka pensja zapewniała całej rodzinie skromne, ale szczęśliwe życie. Problemy zaczęły się, gdy w 2008 roku poważnie zachorowała. Wykryto u niej nowotwór lewego płuca, który, chociaż nie jest złośliwy, to skutecznie utrudnia życie. Powoduje ciągły kaszel i napady duszności – wtedy konieczne jest wezwanie pogotowia i pobyt w szpitalu. Guz znajduje się zbyt blisko aorty, by możliwe było operacyjne usunięcie.
– Mieszkamy we czwórkę z córką Agatą (14 lat), synem Krzysztofem (18 lat) oraz wnuczką Sylwią (6 lat) – wyjaśnia Pani Grażyna. – Dzieci chodzą do szkół; syn uczy się na mechanika samochodowego w technikum w Trzciance, córka uczęszcza do gimnazjum a wnuczka do zerówki. Ja mam łącznie sześcioro własnych dzieci, część jest już dorosła. No ale jak to bywa – jak mama biedna to i dzieci nienajlepiej stoją. Pozakładali swoje rodziny, też mają własne pociechy. Niestety jest też problem ze znalezieniem pracy. Jeden syn mieszka we Wronkach. Ma dwoje dzieci, ledwie wiąże koniec z końcem. Wnuczka mieszka ze mną, bo drugi syn też nie pracuje. Synowa chorowała na gruźlicę. U mnie jest jej troszkę lepiej.
Na przeżycie rodzinie muszą wystarczyć skromne środki, które otrzymują w ramach pomocy społecznej. Z tytułu bezrobocia Pani Grażyna dostaje co miesiąc 400 zł zasiłku okresowego. Do tego dochodzi zasiłek rodzinny na dwoje dzieci w wysokości 280 zł oraz na wnuczkę – 65 zł. Łącznie daje to 745 zł na cztery osoby. Trudną sytuację nieco poprawia fakt, że opieka społeczna opłaca dzieciom obiady w szkole oraz pokrywa Krzysiowi koszty pobytu w internacie. W pomoc Pani Grażynie i jej rodzinie zaangażowała się Chrześcijańska Służba Charytatywna, która pokryła koszt zakupu drewna na opał za 1006 zł oraz rachunków za energię w wysokości 350 zł.
– Najbardziej potrzebna jest żywność. Proszę mi wierzyć, że głód nie jest nam obcy – kontynuuje Pani Grażyna. – Oprócz żywności bardzo przydałaby się też odzież i obuwie dla dzieci, koce, kołdry, pościel i wszelkiego rodzaju środki czystości. Ja dużo szyję na maszynie, kiedyś po prostu zarobiłam sobie na grzybach i kupiłam. Przerabiam stare rzeczy, szyję dzieciom i sobie, nic się nie marnuje. Robię też na drutach, szydełkuję. Staram się radzić sobie jak tylko mogę. Póki byłam na siłach, starałam się pomagać ludziom, organizowałam żywność potrzebującym, sprowadzałam sprzęt AGD. Niestety dzisiaj, gdy sama potrzebuję pomocy, muszę liczyć tylko na siebie.
Rodzina mieszka w na poddaszu w wielorodzinnym, poniemieckim budynku. Do ogrzewania i zrazem gotowania służy żeliwna koza. O ile zimą daje przyjemne ciepło, to w cieplejsze dni wysoka temperatura zaczyna być uciążliwa. Problem rozwiązałaby kuchenka gazowa, której rodzina nie posiada. Szczytem marzeń pozostaje lodówka i pralka.
Pani Grażyna i jej dzieci bardzo potrzebują pomocy. Jeśli poruszył cię ich los, możesz złożyć dar na konto zbiórki publicznej:
Chrześcijańska Służba Charytatywna
ul. Foksal 8
00-366 Warszawa
54 1240 1994 1111 0010 3162 7042
z dopiskiem: „Grażyna Pałasz”