To było słoneczne, beztroskie lato 2012 roku, kiedy 10-letni wówczas Mikołaj zaczął mieć niepokojące objawy.
– Mikołaj co jakiś czas wymiotował – opowiada Izabela Kornecka, mama chłopca. – Lekarze badali brzuch, ale wszystko było w porządku. Nie było też żadnych innych objawów. Podejrzewano, że dolegliwości występują na tle nerwowym. Później doszedł ból głowy, a następnie kłopoty z widzeniem. Czułam wewnątrz, że coś jest nie tak. Neurolog wysłał Mikołaja na badanie głowy rezonansem magnetycznym.
Ponieważ były wakacje, trudno było dostać się do lekarza. Wreszcie szpital wykonał rezonans magnetyczny. Diagnoza – rdzeniak płodowy, czyli guz mózgu. Nowotwór miał średnicę 5 cm i był umiejscowiony przy pniu mózgu.
– To spadło na nas jak grom z jasnego nieba – wspomina pani Izabela. – Rokowania były złe, operacja bardzo ryzykowna. Lekarze wątpili, czy ona się uda, zważywszy na umiejscowienie guza.
Rodzice Mikołaja bardzo się bali, że ich synek umrze. Chłopiec przeżył, a po operacji przez tydzień pozostawał w śpiączce. Świadomość odzyskał dopiero po miesiącu. Początkowo nie ruszał się i nie mówił. Miał problemy ze wzrokiem i z połykaniem. Miał też założoną rurkę tracheostomijną na trzy miesiące. Po czterech miesiącach od operacji zrobił pierwszy krok. Na początku 2014 roku odsunął chodzik.
– Na OIOM-ie nasz syn otrzymywał pierwszą chemię, potem kolejne bloki chemii na oddziale onkologii dziecięcej w Bydgoszczy. Później Mikołaj przez 6 tygodni otrzymywał radioterapię, a następnie chemię podtrzymującą – wylicza mama chłopca. – W sumie syn spędził cztery miesiące w szpitalu. Chemię w pewnym momencie trzeba było przerwać, bo jego organizm źle na nią reagował. Dopiero na święta Mikołaj wyszedł na 2-3 dni do domu.
Tuż przed pobytem ich starszego syna w szpitalu państwu Korneckim urodził się drugi syn, Władek (obecnie ma 3,5 roku).
– Musiałam Władka odstawić od piersi, żeby zająć się Mikołajem – wspomina pani Iza. – Kiedy my z mężem czuwaliśmy przy chorym synu w szpitalu, Władkiem opiekowali się dziadkowie.
Wskutek choroby i przebytego leczenia Mikołaj do dziś ma zaburzenia równowagi, a w związku z tym
trudności z chodzeniem. Ma także problem z mówieniem, odwodzeniem gałek ocznych (ruchem oczu) oraz nauką i pamięcią. Chodzi do szkoły, ale ma indywidualny tok nauczania. 9 września ubiegłego roku minęły dwa lata od zakończenia jego leczenia. Obecnie chłopiec jest pod opieką lekarzy specjalistów.
– Mikołaj korzysta z rehabilitacji finansowanej z NFZ, co jakiś czas idzie też do szpitala na 3-tygodniową rehabilitację. Jednak potrzebuje znacznie większej pomocy, przede wszystkim turnusów rehabilitacyjnych, które pozwalają na intensyfikację ćwiczeń – mówi mama chłopca.
Koszt jednego dwutygodniowego turnusu to ok. 5 tys. zł.
Do tej pory Mikołaj wziął udział w pięciu turnusach rehabilitacyjnych. Jego rodziców nie stać na ponoszenie wysokich kosztów rehabilitacji, dlatego zdani są na pomoc ludzi dobrej woli. Co roku w Wąwelnie k. Bydgoszczy organizowany jest np. piknik dobroczynny. W trakcie imprezy dwukrotnie można było przekazywać dobrowolne datki na rehabilitację Mikołaja. W pomoc chłopcu zaangażowała się też raz szkoła w Wąwelnie, a także szkoła w pobliskim Sośnie. Tata Mikołaja jest rencistą, choruje na serce. Mama również ma problemy ze zdrowiem.
W wyniku doświadczenia choroby dziecka państwo Korneccy patrzą z większym dystansem na życiowe problemy.
– Dziś bardziej doceniam każdą chwilę – mówi mama Mikołaja.
W trakcie pobytu Mikołaja w szpitalu na oddziale onkologicznym zmarło 20 innych dzieci. Jemu dane było przeżyć ciężką operację, a dziś ma nadzieję na powrót do pełnej sprawności. Jednak chłopiec pilnie potrzebuje dalszej rehabilitacji. Wpłać dar na konto, aby go ratować!
Chrześcijańska Służba Charytatywna
ul. Foksal 8
00-366 Warszawa
54 1240 1994 1111 0010 3162 7042
z dopiskiem „Mikołaj Kornecki”