Zamieszczamy historie jednego z dzieci, dla którego ten projekt powstał. Rwandyjska rzeczywistość naprawdę różni się od tej, którą my znamy na co dzień.
Nazywam się Ishimwe Claude. Mam dziewięć lat. Mieszkam ze swoją mamą i trzyletnią siostrą o imieniu Benita. Nasz dom składa się z jednego, malutkiego pokoju. Nie mamy kuchni ani łazienki. Z pomieszczeń, których brak w naszym domu, korzystamy u mojego wujka z naprzeciwka. Region, w którym żyję, nazywa się Ngoma. Leży on we wschodniej części Rwandy. Nigdy nie byłem w Kigali, stolicy mojego kraju, choć podróż do niej, tam i z powrotem, zabiera nie więcej niż jeden dzień.
Od 2008 roku uczę się w Szkole Podstawowej w Sangaza. Moi koledzy, z którymi rozpoczynałem naukę, są teraz w klasie drugiej lub trzeciej. Ja natomiast z powodu nieobecności dwukrotnie powtarzałem pierwszą. Nie mogę regularnie uczęszczać na lekcje – potrzebuję dwie godziny, by z trudem dostać się do szkoły. W dodatku za każdym razem, gdy pada deszcz, droga staje się zbyt śliska i błotnista, bym mógł jechać po niej na wózku.
Wózek inwalidzki otrzymałem od organizacji ADRA Rwanda, kiedy w 2008 roku jej pracownicy zobaczyli, jak na czworaka poruszam się po swojej szkole. Zanim go dostałem, mama woziła mnie czasem do szkoły na rowerze wujka, jeśli akurat nie był mu potrzebny. Od kiedy mam wózek, dwóch moich przyjaciół, mieszkających w pobliżu, pomaga mi dotrzeć do szkoły. Nasz dom stoi na zboczu, więc pchanie wózka pod górę jest bardzo trudne. Domy moich kolegów znajdują się jeszcze wyżej od naszego. Jeśli nie przybędę tam na czas, nie mogę liczyć na pomoc. Tak więc każdego ranka moja mama pcha mnie na wózku na umówione miejsce, a potem razem z przyjaciółmi zmierzam do szkoły.
Moja rodzina jest bardzo biedna. Mama sadzi słodkie ziemniaki, sorgo, kukurydzę i fasolę, żebyśmy mieli co jeść. Mój ojciec mieszka w tej samej wiosce z drugą żoną, którą poślubił na krótko po moich narodzinach. Mama mówi, że kiedy miałem siedem miesięcy, tata opuścił nas, gdy zrozumiał, że jestem niepełnosprawny fizycznie.
W domu pomagam mamie w przygotowywaniu posiłków na palenisku. Podkładam drewno do ognia oraz z rondlem pełnym wody pilnuję, by nic się nie przypaliło. Równie dobrze radzę sobie z podaniem posiłku dla siebie i siostry. Zrobiłem też piłkę z włókien banana. Razem z siostrą bawimy się nią w domu. W szkole jest duża piłka do gry, ale moi koledzy biegają zbyt szybko, bym mógł kiedykolwiek z nimi zagrać.
Jestem szczęśliwy, że mogę chodzić do szkoły. Dzięki temu poznałem nowych przyjaciół i dostałem wózek inwalidzki. Wcześniej miałem wiele problemów z dziećmi z okolicy. Chciałem nawet rzucać w nie kamieniami! Teraz już one rozumieją, dlaczego czasem muszę czołgać się po ziemi: możemy przebywać w jednej klasie i nikt mi nie dokucza. W tym roku naprawdę ciężko pracuję, by zdać do następnej klasy, lecz nadal wyzwaniem są dla mnie nieuniknione nieobecności.