Relacja z Rwandy napisana przez Krzysztofa Suchowierskiego, wolontariusza Chrześcijańskiej Służby Charytatywnej (ChSCh), który wyjechał do tego kraju w ramach projektu EVS (European Voluntary Service, Wolontariat Europejski).
Cześć. Mam na imię Krzysiek. Wraz z Niną Mocior, również wolontariuszką znajduję się pod opieką organizacji goszczącej ADRA Rwanda. Przylecieliśmy do Rwandy, aby szkolić nauczycieli tzw. szkół modelowych z zakresu pierwszej pomocy przedmedycznej.
W ubiegłym roku ukończyłem studia na kierunku ratownictwo medyczne. Do Rwandy trafiłem z inicjatywy Pawła Romaniuka, przebywającego w tym kraju z ramienia Fundacji ADRA Polska. Paweł był naocznym świadkiem wstrząsającego zdarzenia. Jeden uczniów lokalnej szkoły został bardzo zraniony w palec. Reakcja nauczyciela była znikoma: dał dziecku brudną szmatę, którą wyciera się tablicę, aby zatamować krwotok, i odesłał je same do oddalonego szpitala.
Ta sytuacja uświadomiła Pawłowi, jak niska jest w Rwandzie wiedza z zakresu pierwszej pomocy. Pomyślał, że trzeba to zmienić i zapytał mnie, czy przyleciałbym przeszkolić nauczycieli z podstaw pierwszej pomocy. Zgodziłem się mimo pewnych problemów – nikłej znajomości języka angielskiego i obawy zachorowania na malarię. Pierwsza obawa została rozwiana, bo przybyłem do Rwandy z Niną, która bardzo dobrze zna angielski. Pomoc Pawła też była nieoceniona, gdyż jest w tym kraju ponad sześć miesięcy.
Pierwszy trening wyglądał trochę chaotycznie. Do końca nie mieliśmy ustalonego schematu: co, kiedy, po czym. Do Rwandy przyleciałem z gotowymi zagadnieniami, które chciałem omówić, a były to: resuscytacja, epilepsja, pozycja bezpieczna, oparzenia, złamania, omdlenia, zadławienia, krwawienia. Fantomy do nauki resuscytacji zostały podarowane przez Fundację WOŚP, za co dziękujemy.
Po pierwszych zajęciach musieliśmy zmienić kolejność nauczania. Za namową Pawła i Niny zrezygnowałem z nauki resuscytacji jako pierwszego zagadnienia. Było to dla mnie trudne, gdyż zawsze zaczynam właśnie od tego. Jednak uznaliśmy, że większą potrzebą jest omówienie w pierwszej kolejności takich przypadków, które często zdarzają się w szkole, np. epilepsji, omdleń, zadławień, złamań itp.
Wiedza na temat podstawowych zagadnień medycznych jest w Rwandzie znikoma. W czasie zajęć dowiedziałem się, że osoba chora na epilepsję ma w sobie złego ducha i że podczas ataku można się zarazić od niej przez kichnięcie. Usłyszałem także, że niektórzy ludzie posiadają lekarstwo na wirusa HIV, a także uniwersalne antidotum na ukąszenie przez węża.
Trudno jest mi zaakceptować niektóre z praktyk, jakie stosują Rwandyjczycy. Na szkoleniu niektóre osoby były święcie przekonane, że podczas ataku epilepsji należy do ust chorej osoby wkładać kawałek drewna lub długopis. Powiedziałem: „Dobrze, można wkładać, ale pod jednym warunkiem: musi to być coś miękkiego, np. część koszulki poszkodowanego.” W ten sposób uchroniłem chorego na epilepsję przed obrażeniami takimi jak utrata zębów czy krwawienie z ust. Myślę, że jest to mniejsze zło, choć i tak odbiega od standardów.
Na podobne postępowanie zgodziłem się w kolejnej szkole, gdzie mówiłem na temat odkażania ran. Mieszkańcom do dezynfekcji nie jest potrzebna czysta woda, o wodzie utlenionej nie wspominając. Często używają do tego celu mydła lub soli. Zgodziłem się na tę drugą metodę – sól. Trudno tolerować takie postępowanie, jednak Paweł podkreśla, że to jest Afryka i standardy europejskie tu się nie sprawdzają, a przynajmniej nie wszystkie. Myślę, że powodem tak złego stanu świadomości na temat pierwszej pomocy jest utrudniony dostęp do medycyny. Choć w Rwandzie szpitali jest sporo, w większości przypadków trzeba za nie płacić. Z drugiej strony podziwiam mieszkańców za pomysłowość w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach przy pomocy tego, co mają. Jeśli ludzie widzą, że proste metody pomagają w zwalczaniu dolegliwości, to będą je stosować, ale zawsze podkreślam, że wiedza lekarza jest czasem niezastąpiona.
Po ukończonym treningu zostawiamy w szkole apteczkę i materiały dydaktyczne związane z sytuacjami, które omawialiśmy podczas szkolenia.