To historia jak z filmu, ale wydarzyła się naprawdę. W czasach, gdy przysięga małżeńska jest często tylko wyświechtanym frazesem, są jeszcze małżeństwa, dla których słowo „miłość” oznacza to, czym jest ono w rzeczywistości.
Strzała z łuku. Kiedy miłość puka do drzwi
Małgosia i Bogdan poznali się w 1979 roku u wspólnych znajomych. Kiedy Małgosia ze swoją koleżanką weszły do pokoju, Bogdan wstał od stołu, podszedł do niej i powiedział „Ty będziesz moja!”. Na początku potraktowała te słowa jako żart. Jednak, jak się okazało, Bogdan mówił prawdę. Tego samego dnia odprowadził ją do domu; po trzech miesiącach zaczęli się regularnie spotykać. Ujął ją swoją dobrocią, zainteresowaniem, uprzejmością. Dwa lata później, w 1981 roku, pobrali się. Ona miała wtedy 18 lat, on 20.
Od początku zawsze wszystko robili razem. Wspólnie prowadzili dom, firmę. Bogdan wszystkie siły poświęcał na pracę – i miał osiągnięcia. Kiedy ich wyroby krawieckie i drukarskie trafiały na rynek niemiecki, tamtejsi odbiorcy byli zachwyceni jakością wykonania.
– Mąż stawiał mnie zawsze na piedestale. Wszystko robił dla mnie. Po ślubie nic się nie zmieniło przez 20 lat – opowiada pani Małgosia.
Kiedy przychodzi choroba
Bogdan zawsze miał problemy z nadciśnieniem, a od 1998 roku jego zdrowie znacznie się pogorszyło. Cierpiał na niewydolność lewej komory serca. W święta wielkanocne 2003 roku jakby coś przeczuwał… W trakcie rodzinnego spotkania powiedział: „Gdyby kiedyś coś mi się stało, nikt nie będzie przy mnie, tylko moja Gośka”. W tym samym roku przeszedł zapalenie mięśnia sercowego oraz bardzo inwazyjne badanie – koronografię.
Był grudniowy poranek 2003 roku, godzina 6 rano. Pani Małgosia była z mężem sama w domu, w łóżku. Nagle mąż zaczął dziwnie charczeć. Początkowo myślała, że to zwykłe chrapanie, jednak po chwili zorientowała się, że dzieje się coś złego. Wiele wydarzeń z tego dnia pamięta jak przez mgłę.
– Zaczęłam reanimować męża i zadzwoniłam po pogotowie – opowiada. – Kiedy przyjechała karetka, lekarz powiedział, że uratowałam Bogdanowi życie. Kolejne rzeczy, które pamiętam, to słowa sanitariuszy „Mamy go!”, zamykające się drzwi karetki, a potem już pobyt w szpitalu. Nie pamiętam, jak się tam dostałam…
Bogdan trafił do łódzkiego szpitala im. Kopernika. Jednak lekarze byli sceptyczni. Najpierw powiedzieli, że nie wiadomo, czy przeżyje pierwszą noc. Po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu orzeczono u niego śmierć pnia mózgu i stwierdzono, ze nie można mu już pomóc. Pani Małgosia była zrozpaczona, ale nie załamała się.
– Znalazłam ośrodek w Bydgoszczy – Szpital Uniwersytecki nr 1 im. dr. A. Jurasza. Tam prof. Talar, pracujący na oddziale rehabilitacji, ale specjalizujący się w wybudzaniu ze śpiączek, znakomity specjalista, po przeglądnięciu dokumentacji stwierdził… że mąż kwalifikuje się do wybudzenia!
Po kilku pobytach w Bydgoszczy Bogdan zaczął reagować na bodźce – wypowiadał słowa, liczył (odpowiadał przez odpowiednią liczbę mrugnięć okiem), zaczął naukę chodzenia. Jednak po powrocie do Łodzi mąż w wyniku otrzymania dawki morfiny (podanej przez lekarza celem uśmierzenia bólu spowodowanego przez odleżyny) zapadł ponownie w niewydolność krążeniowo-oddechową. Potem w szpitalu – drugi udar.
Efektem jest obecny stan pana Bogdana – przebywając w domu, w Łodzi, znajduje się pod aparaturą podtrzymującą życie, zaś pani Małgosia musi się nim opiekować przez 24 godziny na dobę.
Próba czasu
Pytana o to, jak wygląda dzień opieki nad mężem, pani Małgosia odpowiada, że tak naprawdę nie ma dni – są dni i noce. Chociaż sama cierpi na problemy zdrowotne (cukrzyca, niewydolność serca, kłopoty z kręgosłupem już od 5 lat kwalifikujące się do operacji), nie ma czasu zajmować się sobą. Jest jedyną opiekunką męża.
– Kiedy wychodzę na zakupy, spędzam na nich około 20 minut i szybko wracam do męża. On nie może być sam – mówi pani Gosia.
W trakcie naszej rozmowy sam się o tym przekonuję – pani Małgosia musi ją na chwilę przerwać, bo mąż zaczyna się dusić i ona musi uruchomić urządzenie odsysające wydzielinę z krtani. W nocy śpi obok męża. Kiedy tylko Boguś zaczyna nierówno oddychać, w sekundę jest na nogach. Tak od 11 lat. Aby nie powstały odleżyny, konieczne jest także ciągłe zmienianie ułożenia męża na łóżku – nawet co kilka minut. Średnia snu pani Małgosi na dobę – jeśli wszystko jest w porządku – to 3-4 godziny.
Wsparcie
Kiedy Bogdan był w pełni sił, powodziło im się dobrze. Razem prowadzili rodzinny interes. Jednak po udarze wszystko się zmieniło. Pieniądze się skończyły. Obecnie pani Małgosia na stałe dysponuje jedynie rentą męża – 820 zł miesięcznie, z czego 260 zł zabiera komornik.
– Przyszedł moment, w którym musiałam wybierać – albo zapłacę czynsz za mieszkanie albo dam mężowi jeść – wyjaśnia.
Praca nie wchodzi w grę – ze względu na konieczność stałej opieki nad Bogdanem.
Od listopada 2011 roku do czerwca 2013 roku pani Gosia otrzymywała 520 zł zasiłku z tytułu opieki nad osobą niepełnosprawną. Jednak prawo się zmieniło i obecnie przepisy nie przewidują dla niej takiego świadczenia. Córka wyjechała do Anglii, by wspomóc finansowo rodzinę. Traf chciał, że za granicą uległa wypadkowi. Doznała skomplikowanego złamania nogi, a to przełożyło się na ponad roczną rehabilitację i wyłączenie jej z czynnego życia. Obecnie pracuje i na ile tylko jest w stanie, pomaga rodzicom, wysyłając paczki i niewielkie pieniądze, 300-400 zł miesięcznie.
– Gdyby nie pomoc Chrześcijańskiej Służby Charytatywnej, nas by już nie było – mówi otwarcie Gosia.
Dzięki środkom zebranym przez ChSCh za pośrednictwem popularnego portalu charytatywnego siepomaga.pl przez ostatnie trzy lata udało się im przetrwać. Jednak i te pieniądze już się skończyły. Teraz przyszłość stoi pod dużym znakiem zapytania. Skąd wziąć pieniądze na czynsz, leki, środki sanitarne i ortopedyczne? Bogdan wymaga diety wysokobiałkowej, cewnikowania, ma założoną sondę. Nie wspominając o rehabilitacji, której nie ma od dawna.
„Gośka, on wrócił do ciebie…”
Kiedy Bogdan przebywał w Bydgoszczy, dwukrotnie zatrzymała się akcja jego serca. Jak to jest – widzieć prostą linię na monitorze wskazującym pracę serca ukochanego męża, mężczyzny swojego życia? Wie to tylko ten, kto to przeżył. Kiedy Bogdan „wrócił” po raz drugi, lekarz prowadzący miał łzy w oczach. Podszedł do Gosi i – widząc jej zaangażowanie, poświęcenie, chęć ratowania męża, słowem: miłość do męża – wyszeptał: „Gośka, on wrócił do ciebie”.
– Wierzę, że mój skarb się obudzi i wróci do nas, ma dopiero 53 lata – mówi pani Małgosia.
Jej pojmowanie miłości nie mieści się w głowie wielu osób, które w trudnych chwilach poddają się i odchodzą w poszukiwaniu łatwiejszego życia. Ale ona została. Na dobre i na złe. Na zawsze.
Jeśli chcesz pomóc Gosi i Bogdanowi, złóż dar na konto zbiórki publicznej. Wpłaty zostaną przeznaczone na leki, środki sanitarne i inne ważne potrzeby Gosi i jej męża.
Chrześcijańska Służba Charytatywna
ul. Foksal 8
00-366 Warszawa
54 1240 1994 1111 0010 3162 7042
z dopiskiem: „Małgosia Kujawska”
(aw)